Gdy wrócili z kawy Kowalski dumnie usiadł za kółkiem niczym boss Cosa Nostry i próbował pokazać jak jego nowa fura odpala na widok kluczyka ale... Raz, drugi, trzeci... Silnik się krztusi i nie odpala. Nie trzeba być mechanikiem, żeby wiedzieć, że auto w takiej sytuacji ma raczej nikłe szanse na zapłon, a że bawiliśmy się w dwójkę z bratem w trzech muszkieterów to swoją szpadą będącą patykiem z kasztanowca upewniłem się, że kowalski łatwo kartofla z rury nie wyciągnie. No i tak też się stało.
Podczas drogi w pewnym momencie odczułem lekkie wibracje auta. Pomyślałem „ach te katalońskie autostrady”. Ale przynajmniej są dostępne zawsze dwa pasy, a nie jak u nas na płatnym odcinku A4, której nigdy nie widziałem bez robót drogowych. Ale to nie była wina drogi. Kilka minut później...